Czy od pisania można wziąć urlop?

 Urlop wypoczynkowy, choć jest zjawiskiem stosunkowo młodym, jest też niezbędny, byśmy mogli się zrelaksować, nabrać oddechu i zwyczajnie… odpocząć. Bo w końcu przemęczony pracownik to pracownik mało wydajny. W tej chwili już nikt nie kwestionuje potrzeby urlopu i wolnego czasu - wręcz odwrotnie, coraz częściej przewijają się przez media dyskusje, że powinniśmy mieć więcej czasu dla siebie poza pracą, czego objawem jest choćby skrócenie tygodnia pracy.

Jak jednak odpoczywać efektywnie? Jak nie zaprzątać sobie myśli pracą, w czasie, gdy o tej pracy powinniśmy nie myśleć wcale?





I tu właśnie pojawia się problem, bo o ile łatwiej jest zaplanować dwutygodniowy urlop, tak całkiem odciąć się od pracy nie zawsze się da. Wiadomo - wszystko zależy od konkretnego przypadku, bo o ile kasjerce w supermarkecie łatwo jest zostawić swój sklep za drzwiami (wiem, byłam kasjerką), tak inaczej jest w przypadku pracownika korpo czy osoby prowadzącej własną działalność. A co z pisarzami, którzy - de facto - pracują we własnej głowie? Jak oni mogą odciąć się zupełnie, by odpocząć? Chyba tylko ją sobie uciąć (suchar, wiem).

Nawet jeżeli fizycznie nie będziemy w trakcie pisania - najmniejszy, niepozorny element może wywołać w mózgu falę nieuniknionego snucia nowej opowieści. Ciemny las i rozwalająca się murowana piwnica może w naszej wyobraźni stać się punktem wyjścia do mrocznej fabuły kryminalnej, urokliwa leśna polana zalana słońcem - miejscem spotkań kochanków, którzy przez zwaśnione rodziny (być może o tenże las) muszą spotykać się ukradkiem. A później opowieść już sama płynie, dodajemy coraz nowe elementy, aż w głowie mamy plan sagi na pięć tomów i dwa pierwsze rozdziały rozpisane  na sceny. Co z tego, że mieliśmy odpocząć, co z tego, że mieliśmy nawet nie pomyśleć o pisaniu, a tak naprawdę to najchętniej byśmy usiedli już teraz, w tej chwili, o ile tylko mamy dostęp do komputera lub w najgorszym razie do kawałka kartki i długopisu.

 Bo sęk w tym, że pisanie to nie tyle praca, ile sposób na życie. W autobusie przyglądamy się obcym ludziom, wyłapujemy fragmenty ich rozmów, czasem sami w głowach dopisujemy im fikcyjne życiorysy. Chłoniemy atmosferę wąskich, krętych uliczek, drgającą poświatę letniego wieczoru na wsi, a wszystko może być początkiem, iskrą wyzwalającą kolejną fascynującą fabułę.

O ile jednak ciężko napisać całą książkę, licząc tylko i wyłącznie na wenę, tak rozbudzić w sobie chęć do opowieści zupełnie się bez niej nie da.  


Komentarze

Popularne posty