Pisarska prokrastynacja.

Każdy z nas ma chyba skłonności do prokrastynacji. Szczególnie dotyka nas ona, gdy mamy zajmować się czynnościami, z którymi jednak nie do końca jest nam po drodze. Czasem jednak zwlekamy z czymś dlatego, że się tego boimy lub… po prostu wpadamy w czarną dziurę. Co wam będę dłużej truć. Dziś słów kilka o pisarskiej prokrastynacji.

Pisanie książek to zajęcie, które jak chyba żadne inne sprzyja odciąganiu momentu, w którym mamy się wziąć do roboty. Zaczynając już od podstaw: nawet jeżeli siadamy do pisania, wiedząc, co chcemy napisać, nagle okazuje się, że należy sprawdzić milion drobnych zagadnień, o których do tej pory nie pomyśleliśmy: a to jaki film puszczali akurat w kinach w kwietniu dwa tysiące piątego, a to nazwę materiału, z którego szyje się namioty lub czym żywią się niedźwiedzie. Pytań i zagwozdek może być oczywiście o wiele, wiele więcej, od tych całkiem poważnych do bardzo błahych, zależy jak wielką uwagę przykładamy do szczegółów.

(Właśnie podkreśliło mi na czerwono słowo błahych, więc tak, oczywiście, sprawdzanie pisowni, składni czy związków frazeologicznych również się w to wlicza)

I tak siedzimy i sprawdzamy… googlamy… czasem odpowiedź pojawia się na pierwszej stronie, czasem na piętnastej, na kolejnej znajdujemy artykuł, który niezwykle nas zaciekawił, choć jest kompletnie nie na temat. O! Wyświetla się reklama książki, na którą czekam, zaraz, zaraz, a to czasem już nie premiera? Czy ja ją w ogóle zamówiłam? Nie pamiętam żadnego potwierdzenia. Ok, jest. Zaraz, zaraz, ale co ja to miałam sprawdzić? O, ostrzegają przed burzami. Ciekawe, jaka będzie pogoda w weekend…

Budzisz się pół godziny później, w końcu sprawdziwszy to, co chciałaś, lub częściej - całkowicie o tym zapominając. Wracasz do tekstu i nie wiesz, na czym właściwie spędziłaś ostatnią godzinę, bo licznik znaków wskazuje, że od chwili gdy usiadłaś do pracy udało ci się wklepać ich niespełna tysiąc.


Pisarska czarna dziura

Pisarska czarna dziura wciągająca nas w swoje odmęty



Jednak wciągającą w otchłań czarna dziura internetu to tylko jedna strona medalu, która spotkała chyba każdego z nas. Jest jeszcze przepastna otchłań pułapki wiecznego researchu.

Pułapka wiecznego researchu zazwyczaj wciąga nas w swoje sidła, kiedy nie do końca dobrze czujemy się w temacie, o którym akurat piszemy. To potwór, który każe nam przekładać cały czas pisanie mamiąc, że zaczniemy po kolejnej przeczytanej książce, po kolejnym artykule, po kolejnym obejrzanym dokumencie - w wersji mocno nasilonej może się zdarzyć, że wciąż nie czując się ekspertami skończymy w danym temacie studia, a i tak wciąż nie uda nam się usiąść do pisania.

Oczywiście, research jest potrzebny, jednak musimy wiedzieć, kiedy powiedzieć stop i po prostu zając się tym, czym powinniśmy: pisaniem. Inaczej będziemy je odciągać w nieskończoność. 

Być może prokrastynacja dopada nas przez fakt, iż jak większość procesów twórczych właściwie tworzymy coś z niczego - pusta kartka ma się wypełnić znakami, w dodatku znaki te, mające sens stricte symboliczny i umowny mają przenieść nas w inny czas i przestrzeń, opisać osoby i sytuacje, które nie istnieją lub których nigdy nie spotykaliśmy. Może tak łatwo jest prokrastynować, bo jakby na to nie patrzeć, pisanie jest zajęciem trudnym i wymagającym większego wysiłku intelektualnego niż machanie łopatą lub mycie okien?

A może po prostu mamy tak już zapisane w DNA, że cokolwiek byśmy nie robili, gdy czujemy się w obowiązku to zrobić, to będziemy to odkładać.   


Komentarze

Popularne posty